sobota, 9 maja 2015

Jak zacząć ćwiczyć?

Muszę przyznać, że po ostatnim poście nie wiedziałam o czym mam dalej pisać, miałam blokadę. Jednakże dzisiaj, jako, że mam dzień wolny postanowiłam pogłówkować.
Zaczęłam zastanawiać się, czy ludzie wiedzą dlaczego ćwiczą, czemu uparcie dążą do ideału...
I jakim cudem im się chce? :)
Postaram się przedstawić mój punkt widzenia.

Jak zacząć ćwiczyć? 

Pewnie każdy leniuszek już niejednokrotnie zadawał sobie to pytanie :)

  1. Znajdź motywację, oznacz cel, który chcesz osiągnąć.
  2. Mierz siły na zamiary.
  3. Dostosuj odpowiednio ćwiczenia.
  4. Decydując się na ćwiczenia, wykonuj je systematycznie
Tylko cztery punkciki, przecież to nie jest dużo, a jednak sprawiają problemy.

Punkt 1

Zaczynając przygodę ze sportem musimy znaleźć motywację. Może to być zdjęcie jakiejś osoby, która jest dla nas wzorem.
 Dużo łatwiej wykonuję się ćwiczenia, gdy wiemy co chcemy osiągnąć.
Jeśli nie wyznaczymy sobie celu, w pewnym momencie możemy zadać sobie pytanie: 
"Po co ja to w ogóle robię?"
Każdego motywuje co innego. Niektórych zdjęcie, znana osoba, niektórzy ćwiczą, bo chcą być po prostu podziwiani, inni natomiast dlatego, że chcą dbać o swoje zdrowie i dobrze czuć się we własnym ciele. 


Punkt 2

Startując, nie mając jakiegokolwiek podłoża, nie należy rzucać się na głęboką wodę. 
Powoli, stopniowo zwiększajmy intensywność ćwiczeń, jednak nie zaczynajmy od razu od wysiłku, do którego nasz organizm nie jest przyzwyczajony. 
Pamiętajmy, nie oznacza to, że podczas ćwiczeń nie wolno się męczyć :D

Punkt 3

Jeśli zdecydowaliśmy się ćwiczyć, teraz musimy ustalić jakie ćwiczenia mamy wykonywać. 
Wszystko zależne jest oczywiście od tego, co chcemy uzyskać, wykonując je.

Chcemy schudnąć i pozbyć się tłuszczyku?
Chcemy wysmuklić nogi?
Chcemy uwydatnić mięśnie na nogach?
Chcemy płaski brzuch?
Chcemy mięśnie widoczny "sześciopak" na brzuchu? 
Chcemy wysmuklić ramiona?

Jeśli nie chcemy niepożądanych efektów naszych ćwiczeń, musimy dopasować je do celu :)

Punkt 4

Najważniejsze! Jeśli chcemy zobaczyć efekty musimy wykonywać ćwiczenia systematycznie!
Nie można się obijać, nie ma takiego czegoś jak "nie chce mi się dzisiaj ćwiczyć", "nie mam ochoty na trening, odpuszczę sobie"
Musicie pokochać ćwiczenia! Mają być one dla was odskocznią... Mają was uspokajać i macie się cieszyć na wieść, że możecie trenować!

Nic samo się nie zrobi, pamiętajcie, to jak będziecie wyglądać, zależy tylko i wyłącznie od was!
Także zachęcam wszystkich do ćwiczeń!


To tyle na dzisiaj, Mam nadzieję, że pomogłam. Jeśli macie jakieś pomysły odnośnie następnego wpisu, to podzielcie się nimi ze mną w KOMENTARZACH :)




wtorek, 5 maja 2015

#4

Hej!

Po ostatnim, żałobnym poście przyszedł czas na rozweselenie :D

Moje wpisy jak na razie opierały się na przeszłości, jednakże dzisiaj przedstawię siebie, taką jaka jestem teraz. 

Wspominałam już, że chodzę do 1 klasy liceum, jak na razie wiecie o mnie tylko tyle. 
Na początku ogólniaka jeszcze nie ćwiczyłam, nie mogłam zebrać się w sobie, nie ma się co oszukiwać, po prostu mi się nie chciało ruszyć tyłka!

Wszystko zmieniło się z nowym rokiem, pewnie co 3 osoba miała kiedyś takie postanowienie noworoczne jak systematyczne ćwiczenia. Z góry można się domyślać, ze przynajmniej połowa odpuszcza sobie po miesiącu.  Ja się nie poddałam. Jasne, były momenty, kiedy bardzo nie chciało mi się  ćwiczyć, ale przełamałam się i teraz jestem z siebie dumna. Jeszcze chce trochę zmienić w moim ciele, ale na razie zadowala mnie to, co widzę po 5 miesiącach pracy.

30.01.2015                             01.05.2015
Jak wspomniałam miałam chwile "załamania", może to, co teraz napiszę zabrzmi nieco narcystycznie, ale wtedy patrzyłam w lustro, nawet najmniejszy widzialny efekt napawał mnie optymizmem! Wiedziałam, że nie mogę tego zaprzepaścić!

Jakie ćwiczenia wykonuję?

Wystartowałam dokładnie 02.02.2015, wtedy postanowiłam wykonać wyzwanie przysiadów 


i nożyc:


Ukończyłam je! Jej, jaka byłam z siebie dumna! Myślałam, ze nie wytrwam, a tu proszę, udało się! :)
Muszę przyznać, ze efekty były zadowalające, mój brzuch stał się nieco bardziej płaski, a pupa była bardziej odstająca. Niestety należę, go tego typu ludzi, co mają wrodzone "płaskodupie", jednakże dzięki ćwiczeniom pozbyłam się go. :D

Dodatkowo wykonywałam serię brzuszków. ----> następna strona


poniedziałek, 4 maja 2015

#3

Cześć Wszystkim! :)
Dzisiaj będę dokańczać moją "historię odchudzania". 
. Na sam koniec poprzedniego wpisu napisałam, że możecie się zdziwić kiedy przeczytacie resztę... Teraz wytłumaczę, co miałam na myśli.

Wczoraj skończyłam na tym, że w okresie 1 gimnazjum i wakacji schudłam do 59kg. Jak możecie się domyślać, na tym się nie zakończyło.

Zmotywowana tym, że moje najbliższe otoczenie prawiło mi komplementy na temat tego jak wyglądam, dalej kontynuowałam ćwiczenia. Jednak coś się wtedy zmieniło... to nie były przelewki. Ćwiczyłam codziennie, do tego można powiedzieć, że zastosowałam dietę redukcyjną, oczywiście wtedy nie byłam tego świadoma, bo nie miałam zielonego pojęcia o odchudzaniu. Zaczęłam jeść mniej, to przykład mojego bilansu z jednego dnia:
  • śniadanie: płatki na mleku
  • obiad: ziemniaki, kotlet z piersi, surówka (porcja jak dla 7 letniego dziecka)
  • przekąska: jabłko
  • kolacja: twarożek+ grejpfrut 
Wiem, to mało :/ Ale wtedy się nad tym nie zastanawiałam, cieszyłam się tylko z tego, że chudłam. To poniekąd stało się moją obsesją- ważyłam się codziennie, kilka razy w tygodniu się mierzyłam.
To chore
W końcu doszło do tego, ze na wiosnę w 2 klasie gimnazjum ważyłam 47 kg!! 47! Święty boże, miałam 170 cm wzrostu i ważyłam 47 kg! Chodzący szkielet. 
Moja rodzina się o mnie martwiła, nauczyciele w szkole się martwili, znajomi też.

Nie mam zbyt dużo zdjęć z tego okresu. Nie wiem dlaczego, może to dlatego, ze podświadomie nie akceptowałam siebie..

Pamiętam, że wtedy nie miałam w sobie życia. Byłam dosłownie chodzącym trupem, ciągle chciało mi  się spać i nie miałam na nic energii. Doszło do tego, ze prawie zemdlałam w domu, przy tacie. Był przerażony... Z resztą ja też. 
Po tym incydencie postanowiłam, że muszę coś z tym zrobić. Niestety wszystko było przeciwko mnie... Nie dość, ze czułam się fatalnie, to dostałam zatrucia pokarmowego. Po tym jeszcze schudłam do 46 kg. Wtedy ledwo wstawałam z łóżka, to na prawdę okropne. Dziwne, ale nawet teraz jak o tym piszę nie jest mi łatwo, przypominam sobie wszystko: twarz mojej kochanej, zmartwionej mamy, przypominam sobie jak bardzo głupia byłam.

Po pewnym czasie udało mi się w końcu przytyć! Nie było to łatwo, ale udało się! Byłam z siebie dumna!
Na koniec 3 klasy gimnazjum ważyłam 53 kg, to niby ciągle niewiele, ale wyglądałam dużo zdrowiej i czułam się znakomicie :)

 Teraźniejsza ja jest zupełnie inna: pewna siebie, świadoma tego co i jak robi.. Odmieniona. Ale o mnie, O MNIE, w kolejnym wpisie.

Dziękuję wszystkim, którzy to czytają, to dla mnie bardzo ważne, na prawdę. Mam nadzieję, że czytając kolejny wpis, będziecie mięli kompletny obraz mnie.
Mam nadzieję, też, że swoją historią zmotywuję was do zdrowego żywienia i ćwiczeń. Ja teraz już wiem, że nie ma absolutnie nic atrakcyjnego w kościstych panienkach, wręcz przeciwnie. Jednakże należy też zachować umiar w "krągłościach" nie dla innych, tylko dla własnego zdrowia.

Komentarze mile widziane! :)

niedziela, 3 maja 2015

#2

Witam ponownie!
Dzisiejszy post będzie kontynuacją wczorajszego, czyli napiszę w nim o tym ja zmieniałam się od:
  • czasów podstawówki
  • czasów gimnazjum


Zacznijmy od początku, już w poprzednim wpisie wspominałam o tym, że byłam "pulchnym" dzieckiem. Ale jak udało mi się zmienić nawyki żywieniowe? I najważniejsze- Jak udało mi się schudnąć? Głodówka? Ćwiczenia do upadłego?
Dzisiaj się wszystkiego dowiecie :)

W szkole podstawowej nie odczuwałam tego, że jestem większa od innych, można powiedzieć, ze byłam pewna, ze jestem "normalna". Pamiętam, że czasami ktoś z rodziny mówił mi, ze jestem grubsza od mamy... Nie brałam sobie tego w ogóle do głowy, po prostu cieszyłam się życiem.

To, że zaczęłam chudnąć było niezamierzone. Pojechała z bratem i jego dziewczyną w góry. Cały dzień spędzałam na stoku, jeżdżąc na snowboardzie. Rano jadłam tylko śniadanie, potem dopiero obiado-kolację z racji tego, ze późno wracaliśmy do wynajętej kwatery. Na sam obiad pamiętam nie jadłam dużo, z racji tego,że poszliśmy do restauracji, w której absolutnie nie było nic dobrego do jedzenia dla 13 latki. 
O dziwo nie byłam wtedy głodna, w ogóle.
Wróciłam do domu zadowolona, cała posiniaczona (haha) i trochę odchudzona :o Nie powiem wam dokładnie ile schudłam, bo sama nie jestem pewna, a nie chcę wypisywać bzdur. Wiem na pewno, ze było to ponad 2 kg, nieźle, biorąc fakt, że byłam w górach tydzień.
W kolejnych tygodniach w sumie nie miałam żadnej diety, ale z perspektywy czasu widzę, że jadłam mniej, Była to bułka na śniadanie, normalny obiad i kolacja, oczywiście w między czasie coś przekąsiłam, jednak nie było to tak dużo jak jadłam wcześniej. Mój bilans z normalnego dnia przed wyjazdem wyglądał mniej więcej tak:
  • śniadanie: bułka z szynką i masłem (myślicie: łał, nie jest źle)
  • obiad1 (szkolny): np. zupa jarzynowa+spaghetti (myślicie: no w sumie okej, czemu narzeka?)
  • obiad2 (u babci): np. zupa amino pomidorowa+ kotlet z piesi+sałata+ziemniaki(myślicie: kurde, jak 13 może tyle jeść?!)
  • obiad3 (obiad domowy, jadłam go wtedy kiedy był smaczny): np. naleśniki (myślicie: to wcześniej, to nie był koniec? :O)
  • kolacja: 3 parówki+ 4 kromki chleba(ze środka) z serkiem do smarowania+ ketchup(myślicie: jakim cudem ona nie pękła?!)
czasami jeszcze zjadłam jakieś słodycze lub chipsy.
W sumie nie ma się co dziwić, że byłam gruba.. Mimo, ze uprawiałam wtedy piłkę nożną i tak nie byłam w stanie spalić wszystkich pochłanianych przeze mnie kalorii.
Ale, było minęło :)

Wracając do tematu, po feriach przyjechałam odmieniona. Powoli zaczęłam chudnąć.
Po podstawówce przyszedł czas na gimnazjum. Nowi znajomi, nauczyciele, no i oczywiście miłość... Zakochałam się, nie jestem pewna, ale chyba to też miało wpływ na moją wagę. Nie miałam czasu na jedzenie, bo ciągle myślałam o nim, całe dnie, po prostu non stop. 
Jadłam mniej, do tego zaczęłam trenować siatkówkę (przerzuciłam się :D). Treningi miałam codziennie rano i czasami po południu, wracałam później do domu, więc można powiedzieć, że nie miałam tak dużo czasu na nudę i nie podjadałam. Zaczęłam biegać, na początku to nie było dużo, bo 3 km, ale zawsze jednak, na chyba 5 razach się skończyło, bo to pogoda nie taka, to źle się czuje..
 Oczywiście z mojej miłości nic nie wyszło... tylko po cichu do niego wzdychałam, no ale, to nie ważne :D
Mimo wszystko i tak schudłam, z tego co pamiętam 1 klasę gim. kończyłam z wagą już 68kg? :0

Przyszedł czas na wakacje i to jest właśnie ten przełomowy moment. 
Spędziłam ten czas bardzo aktywnie: ćwiczyłam, biegałam (tak, wróciłam do tego i się z tego powodu niezmiernie cieszę). Jak przyszłam do szkoły we wrześniu moja klasa prawie mnie nie poznała- nawet moja przyjaciółka z ławki!!
Nie jestem pewna, ale wakacje zakończyłam z wagą...59kg?
Nie miałam jakiejś szczególnej diety, po prostu ćwiczyłam i zdrowo jadłam :) 

Na dzisiaj chyba koniec, reszta jutro... 
Chyba zdziwicie się, kiedy przeczytacie resztę, naprawdę.. ja bym, była lekko  w szoku, ale to już nie spojleruję :) 
Do zobaczenia ! :)
 lipiec 2011                                 sierpień 2012

Proszę o zostawianie komentarzy, mam nadzieję, ze się podobało ;)

sobota, 2 maja 2015

#1

Cześć wszystkim! :)
Na samym początku chciałabym się przedstawić i napisać, o czym ogólnie chcę pisać.

Nazywam się Ola i chodzę do liceum, tak tak, nic nadzwyczajnego, zdaję sobie z tego sprawę. Pewnie pomyślicie, że to kolejny bezsensowny blog, który będzie o wszystkim i o niczym, jednak postaram się zaciekawić was myślami, które lęgnął się w mojej głowie odnośnie sportu, tzw. bycia "fit" i wszystkim co jest z tym powiązane ;) 
_______________________________________________________

Moja historia z odchudzaniem i sportem zaczęła się już jakoś w podstawówce, więc dość wcześnie. Kiedy uczęszczałam do szkoły podstawowej byłam dość pulchna, dobra, trochę koloryzuję rzeczywistość, mówiąc wprost byłam gruba. Oczywiście nie zdawałam sobie z tego sprawy, byłam dość lubiana, zawsze uśmiechnięta, po prostu szczęśliwa. Nie zdawałam sobie sprawy jak wyglądam. W szóstej klasie mierzyłam 165 cm wzrostu i ważyłam 80 kg! 80!! To bardzo dużo, nie ma się co oszukiwać.. 
Teraz jestem w pierwszej klasie liceum, ważę około 55-60 kg i mam 172cm wzrostu. Jedak moja historia jest zawiła, ale o tym później.


Jak mi się to udało?

Motywacja, ćwiczenia, zdrowe jedzenie, więcej w następnym poście :D


Na sam koniec dadaję zdjęcie, które ilustruję moją przemianę.
2011-->2015


Jeśli was zainteresowałam, proszę o zostawianie komentarzy  :)